wtorek, 3 lutego 2009

Kazania i Kaznodzieje (część 3)


Dzisiaj znowu chciałbym dzielić się z wami fragmentem książki „Kazanie i Kaznodzieje” pisany przez Dr. Martyn Lloyd-Jones. Dr. Lloyd-Jones był lekarzem, ktόry zrezygnował z praktyki lekarskiej, aby zostać pastorem.

„ ...Pozwόlcie, że zatrzymam się przy tym na chwilę. Na świecie istnieje wile organizacji i sposobόw, ktόre mają pomόc w rozwiązaniu problemόw ludzkości. Zaliczyłbym do nich organizację medyczne, programy rządowe, religie, a nawet sekty, psychologię, rόżne dziedziny nauki i organizację polityczne. Wszystkie one mają nieść pomoc, ułatwiać ludziom egzystencję, łagodnić ich cierpienia i problemy, a przede wszystkim zapewnić im harmonię i radość w życiu. Taki jest cel ich powstanie i nie można negować korzyści płynących z ich istnienia. Na podstawie faktόw możemy z całą pewnością stwierdzić, że czynią wiele dobrego. Umiejętnie radzą sobie z tymi problemami, ale nie potrafią rozwiązać fundamentalnego problemu, o ktόrym tutuaj już wspomnieliśmy.

Co więcej, kiedy zrobią wszystko, co jest w uch mocy i kiedy kościόł podejmując się podobnych działań zrobi wszystko, co tylko możliwe, podstawowy problem człowieka nadal pozostaje nierozwiązany. Ośmielę się więc sformułować wstępną tezę, że nadrzędnym celem istnienia kościoła nie jest ani edukowanie ludzi ani uzdrawianie ich ciała czy psychiki ani też zapewnianie im szczęścia. Posunę się nawet do stwierdzenia, że nie jest nim także to, aby stali się dobrzy. Wszystko to stanowi integralną część zbawienia i kiedy kościόł wypełnia swoje podstawowe zadanie, w nieunikniony sposόb edukuje ludzi, daje im wiedzę i informacje, zapewnia im szczęście, czyni ich lepszymi niż byli kiedyś. Usiłuję jednak dowieść, że to nie te rzeczy są najważniejszym celem istnienia kościoła. Podstawową jego troską ma być przywrόcenie człowiekowi właściwej relacji z Bogiem i pojednanie go z Nim.

Pozwόlcie, że posłuże się ilustracją z dziedziny medycyny. Wyobrażmy sobie człowieka, ktόry leży na łόżku i odczuwa silny bόl w okolicy brzucha. Załόżmy, że przychodzi do niego lekarz, ktόry jest badzo miłym i wrażliwym człowiekiem. Nie lubi on, kiedy ludzie cierpią, kiedy odczuwają bόl. Postanawia więc, że złagodzi bόl swojego pacjenta. Potrafi to zrobić. Może dać mu zastrzyk z morfiny lub innych środkόw, ktόre przyniosą mu niemal natychmiastową ulgę. Powiecie zapewne, że nie ma w tym nic złego. To bardzo pożyteczne i dobre działanie, ponieważ pacjent czuje się lepiej, jest szczęśliwy i nie cierpi. Powiedziłbym jednak, że w przypadku lekarza takie zachowanie jest niemal rόwnoznaczne z popełnieniem przystępstwa. Łagodząc objawy bez odkrycia prawdziwej ich przyczyny lekarz wyświacza pacjentowi złą przysługę. Symptomy sygnalizują istnienie choroby i z tego powodu są bardzo cenne. Kiedy się je bada i podąża ich śladem, odkrywa się dolegliwość, ktόra spowodowała, że się pojawiły. Łagodząc objawy bez poznania prawdziwej ich przyczyny, wyrządza się pacjentowi krzywdę, ponieważ daje mu się chwilowe ukojenie i fałszywą nadzieję, że wszystko jest w porządku. Ale to nieprawda, ponieważ ulga jest tylko chwilowa, a choroba rozwija się nadal. Jeżeli okazałoby się, że mamy do czynienia z ostrym zapaleniem woreczka żόłciowego, to im szybciej go usuniemy tym lepeij. Natomiast jeżeli podamy pacjentowi środki uśmierzające bόl, bez odkrycia prawdziwej jego przyczyny, możemy doprowadzić do powikłań w postaci wrzodόw, czy nawet czegoś gorszego.

Rolą kościoła i jego zwiastowania, w ktόrym nikt nie może go zastąpić, jest wyodrębnienie radykalnych problemόw i zajęcie się nimi w radykalny sposόb. To szczegόlne i wyjątkowe zadanie kościoła. Nie jest on jedną z wielu organizacji; nie konkuruje z sektami, nie wspόłzawodniczy z innymi religiami, nie staje do zawodόw z psychologami ani rόżnego rodzaju instytucjami społecznymi czy politecznymi. Kościόł, to coś zupełnie wyjątkowego i szczegόlnego, i tylko on może zająć się tą pracą.”

Brak komentarzy: