środa, 11 lutego 2009

Gadżety w Kościele


Martyn Lloyd Jones pisał te słowa 38 lat temu. Jeżeli on uważał, że wiele trendów i teorii zastąpi kaznodziejstwo w kościele wtedy, ciekawy jestem co powiedziałby o dzisiejszym kościele.


Kolejny aspekt na jaki chciałbym zwrόcić uwagę to fakt, że od chwili w której rezygnujemy ze zwiastowania na rzecz innych działań, zachodzi cały szereg zmian. Jedną z korzyści płynących z podeszłego wieku jest doświadczenie, dlatego gdy pojawia się coś nowego i ludzie zaczynają się tym bardzo interesować, jest się jedną z tych osόb, ktόra pamięta, że coś podobnego wydarzyło się już około czterdziestu lat temu. W kościele pojawiło się już wiele mόd, trendόw i teorii. Każda z nich zawsze wywołuje wielkie poruszenie i entuzjazm, stając się od razu tym, co ma wypełnić kościoły i rozwiązać stary problem. O każdej z nich mόwi się w ten sam sposόb. Ale po kilku latach odchodzi ona w zapomnienie, a na jej miejsce pojawia się nowa idea, nowa teoria. Ktoś odkrywa nową niezaspokojoną potrzebę lub nowe psychologiczne podejśie do wspόłczesnego człowieka, a wszyscy inni zaczynają się tym ekscytować. Wkrόtce jednak entuzjazm mija i pojawia się coś innego.

Zajmijmy się teraz sferą problemόw osobistych. Jak już wcześniej wspomniałem, ten argument jest dzisiaj niezwykle popularny. Twierdzi się powszechnie, że kaznodzieje stoją na kazalnicach i wygłaszają swoje kazania, ale przed nimi siedzą ludzie ze swoimi indywidualnymi problemami i bolączkami. Z tego względu uważa się, że należy mniej zwiastować, a więcej czasu poświęcać pracy jednostką, doradztwu i indywidualnym rozmowom. W odpowiedzi na ten argument chciałbym jeszcze raz podkreślić, że problem ten można rozwiązać przez przyznanie pierwszeństwa zwiastowaniu. Dlaczego? Ponieważ prawdziwe zwiastowanie zajmuje się problemami osobistymi, jak rόwnież oszczędza wiele czasu pastorowi. Opieram się tutaj na swoim ponad czterdziestoletnim doświadczeniu i pozwόlcie, że wyjaśnię to dokładniej. Purytanie słynęli ze swych duszpasterskich kazań. Zajmowali się tzw. „sprawami sumienia” i przedstawiali je w swoich kazaniach. Rozwiązując te problemy, rozwiązywali także problemy ludzi, ktόrzy ich słuchali. Ja rόwnież tego stale doświadczałem. Głoszenie ewangelii z kazalnicy i działanie Ducha Świętego w ludziach, ktόrzy jej słuchali, było sposobem rozwiązywania problemόw osobistych, o ktόrych istnieniu ja jako kaznodzieja dowiadywałem się dopiero po nabożeństwie, kiedy ktoś podchodził i mόwił: „chciałbym podziękować ci za to kazanie, ponieważ nawet gdybyś wiedział, że tu jestem i znał dokładnie moje problemy, nie mόgłbyś w doskonalszy sposόb odpowiedzieć na moje pytania. Często myślałem, aby ci je przedstawić, ale odpowiedziałeś na nie, zanim to zrobiłem.” Nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie mόwię, że kaznodzieja nie powinien nigdy zajmować się problemami pojedynczych ludzi. Twierdzę jednak, że zwiastowanie ewangelii musi być zawsze na pierwszym miejscu i nie można go niczym zastąpić.

Brak komentarzy: