poniedziałek, 19 kwietnia 2010


Żądanie 3

Przyjdźcie do mnie

Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. (Mt 11:28)

… stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. (J 7:37)

Odpowiedział im Jezus: Ja jestem chlebem żywota; kto do mnie przychodzi, nigdy łaknąć nie będzie, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie. (J 6:35)

Ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot. (J 5:40)

A gdy to rzekł, zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź! I wyszedł umarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go i pozwólcie mu odejść. (J 11:43-44)

Kiedy człowiek upamięta się i doświadcza narodzenia na nowo, zmienia się jego postawa wobec Jezusa. Chrystus staje się wówczas centrum uwagi nawróconego i największym dobrem w jego życiu. Przed upamiętaniem i nowym narodzeniem setki innych rzeczy wydawały się ważniejsze i atrakcyjniejsze: zdrowie, rodzina, praca, przyjaciele, sport, muzyka, jedzenie, seks, hobby czy wypoczynek. Kiedy jednak Bóg dokonuje w człowieku radykalnej przemiany poprzez nowe narodzenie i upamiętanie, Pan Jezus staje się dla nas najcenniejszym skarbem.

JEGO JARZMO JEST MIŁE, A BRZEMIĘ LEKKIE
Z tego też powodu żądanie przyjścia do Pana Jezusa nie jest uciążliwe. Oznacza ono przyjście do Tego, który stał się dla nas wszystkim. Jezus nie przyszedł na ten świat głównie po to, aby przynieść nową religię czy nowe prawo. On przyszedł po to, aby ofiarując siebie zapewnić nam wieczne szczęście i aby zrobić wszystko – aż do śmierci włącznie – co było konieczne dla usunięcia przeszkód do wiecznej radości w nim. „To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość wasza była zupełna.” (J 15:11) Kiedy Jezus domaga się od nas, abyśmy spełnili żądanie: „Przyjdźcie do mnie”, to w gruncie rzeczy domaga się, abyśmy doświadczali życia, które najpełniej rozkoszuje się Panem i ogłasza Jezusa najwyższą wartością.
Kiedy Pan Jezus przyglądał się religiom tego świata, w tym również ówczesnemu judaizmowi, widział ludzi utrudzonych ciężkimi brzemionami, które nosili dla zaskarbienia sobie łaski bóstwa, w które wierzyli. On jednak nie przyszedł po to, aby zastąpić brzemię ubłagania Boga innym ciężarem. On przyszedł, aby to brzemię ponieść samemu, a nas wzywa, byśmy przyszli do niego po odpoczynek. „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie.” (Mt 11:28-30) Możemy mieć pewność, że przyjście do Jezusa wiąże się z jarzmem i noszeniem pewnego brzemienia. Gdyby tak nie było, wówczas Jezus nie żądałby niczego od nas. Jednak jarzmo Pana jest miłe, a jego brzemię słodkie.

JEST PEWNE BRZEMIĘ, ALE NIE JEST NIM PAN JEZUS
Być może jednak brzemię to nie jest tak miłe i lekkie, jak się powszechnie uważa. Pan Jezus powiedział też: „A ciasna jest brama i utrudniona droga, która prowadzi do życia” (Mt 7:14). Droga Pańska nie jest trudna dlatego, że Jezus jest bardzo wymagającym Panem, lecz dlatego, że ten świat jest miejscem, w którym trudno radować się Bogiem ponad wszystko. Musimy stłumić w sobie samobójczą skłonność do rozkoszowania się bardziej innymi rzeczami, niż Bogiem (Mt 5:29-30). Oprócz tej grzesznej skłonności w nas wielu ludzi złości to, że nie kochamy tego, co oni kochają. Dlatego też Pan Jezus ostrzegł: „będą … zabijać niektórych z was, i będziecie znienawidzeni przez wszystkich dla imienia mego” (Łk 21:16-17).
Brzemieniem nie jest Pan Jezus. Kiedy przychodzimy do Pana, On uwalnia nas od naszych brzemion, zaspokaja naszą duszę i daje nam życie. „Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije.” (J 7:37) Przyjść do Jezusa to przyjść po to, aby się napić. Woda, którą pijemy w społeczności z Jezusem, daje życie wieczne. „Ale kto napije się wody, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu.” (J 4:14) Żądanie, aby przyjść do Jezusa, jest żądaniem, aby przyjść do źródła życia i z niego pić.
Pan Jezus nie poprzestaje na tym, aby nas zachęcić do posłuszeństwa symbolicznymi obrazami życiodajnej wody. On chce nas przyciągnąć do siebie także przy pomocy obietnic otrzymania chleba dającego życie. „Ja jestem chlebem żywota; kto do mnie przychodzi, nigdy łaknąć nie będzie” (J 6:35). Pan Jezus jest chlebem z nieba – źródłem i esencją życia wiecznego. Z tego wynika, że żądanie przyjścia do Jezusa jest niczym nawoływanie ojca, który zachęca swoje dziecko stojące w oknie płonącego mieszkania: „Skocz do mnie”. Albo niczym żądanie bogatego, potężnego, przystojnego i wrażliwego małżonka, który woła do swojej niewiernej żony: „Wróć do domu!”. Albo niczym żądanie grupy ratunkowej, która znajduje na pustyni osobę bliską śmierci z odwodnienia i mówi: „Wypij to!”.

„NIE CHCECIE PRZYJŚĆ DO MNIE, ABY MIEĆ ŻYCIE WIECZNE”
Tragedią ludzi zaślepionych grzechem jest to, że nie chcą przyjść do Jezusa. Pan Jezus żalił się nad swoim ludem: „Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie byli posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście!” (Mt 23:37). „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie; Ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot.” (J 5:39-40)
Dlaczego ludzie nie przychodzą do Jezusa? Z jednej strony odpowiedź na to pytanie jest taka, że ludzie odmawiają przyjścia, czyli po prostu nie chcą przyjść. Niektórzy nazywają to decyzją wolnej woli, jednak Pan Jezus prawdopodobnie nazwałby to wyborem woli zniewolonej grzechem. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu.” (J 8:34) Pan Jezus powiedziałby, że ludzie nie przychodzą, ponieważ zniewala ich najwyższe upodobanie innych rzeczy: „[…] światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, … . Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości” (J 3:19-20).
Jak to się dzieje, że mimo wszystko ludzie przychodzą do Pana, skoro wszyscy są zniewoleni grzechem i duchowo martwi (patrz Żądanie 1)? Pan Jezus odpowiedział, że Bóg w swoim wielkim miłosierdziu przezwycięża nasz opór i przyciąga nas do siebie: „Nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec” (J 6:44). Bóg daje dar nowego narodzenia oraz upamiętania się i w ten sposób otwiera oczy ludzi duchowo ślepych na prawdę oraz piękno Pana Jezusa. Kiedy otrzymujemy ten dar, wówczas ustają wszelkie samobójcze opory i dopiero wówczas stajemy się ludźmi wolnymi. I jako rzeczywiście wyzwoleni z niewoli przychodzimy do Pana.

„ŁAZARZU, WYJDŹ!”
Pan Jezus przyszedł na świat, aby zebrać swoje owce z całego świata (J 11:52). Oddał swoje życie za nie i żąda, aby przyszły do niego. Płacze nad tymi, którzy nie chcą doń przyjść, jednak to nie pokrzyżuje jego planów. On zbierze swój lud dla siebie. Pan Jezus przemawia jako suwerenny Bóg, kiedy mówi: „Mam i inne owce, które nie są z tej owczarni; również i te muszę przyprowadzić, i głosu mojego słuchać będą, i będzie jedna owczarnia i jeden pasterz” (J 10:16). On musi je przyprowadzić, a one będą słuchać jego głosu. Te inne owce przyjdą do Pana.
Kiedy usłyszysz głos Pana Jezusa wołającego: „Przyjdźcie do mnie”, wówczas módl się do Boga, aby otworzył ci oczy, abyś mógł zobaczyć Jezusa jako obezwładniająco prawdziwego i wspaniałego Pana. Módl się, abyś usłyszał nakaz, jaki usłyszał po swojej śmierci Łazarz. Pan Jezus „zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź! I wyszedł umarły …” (J 11:43-44) Kiedy przyjdziesz do Jezusa w taki właśnie sposób, nigdy nie przestaniesz dziękować Panu i uwielbiać go za jego suwerenna łaskę.

Materiał pochodzi z książki What Jesus demands from the World, autor John Piper, copyright (c) 2006, s. 44-47. Użyty za zgodą Crossway Books, usługi wydawnicze Good News Publishers, Wheaton Il 60187 USA www.crossway.org


1 komentarz:

Liam pisze...

No tak. Ciekawe, że tak mało tej filozofii odnajduję w Kościele Katolickim... Może źle szukam?

Ale właśnie ten motyw odkrywam ostatnio: obowiązki wykonywane z miłości ciążą o wiele mniej niż te wykonywane tylko... no właśnie. Z poczucia obowiązku. Najpierw miłość.