czwartek, 7 października 2010

Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Który też utwierdzi was aż do końca,

Charles Spurgeon pisał:

Oto co apostoł Paweł powiedział na ten temat w Liście do Koryntian:

Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Który też utwierdzi was aż do końca, tak iż będziecie bez nagany w dniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który was powołał do społeczności Syna swego Jezusa Chrystusa, Pana naszego. (1 Kor 1:7-9).

W słowach tych widoczne jest rozwiązanie naszej niedopowiedzianej wielkiej potrzeby. Zawsze tam, gdzie Pan zapewnia rozwiązanie, możemy mieć pewność, że istnieje ku temu potrzeba, ponieważ przymierze łaski nie zawiera rzeczy zbytecznych. Złote tarcze wiszące na dworze Salomona, nigdy nie zostały wykorzystane. Jednak w arsenale Bożym nie ma czegoś takiego. To, co Bóg zapewnił, będzie na pewno potrzebne. Każda obietnica Boża oraz każde zabezpieczenie, będą miały swoje zastosowanie – licząc od chwili obecnej aż do wypełnienia całości. Pilną potrzebą duszy wierzącego jest utwierdzenie, trwanie i ostateczne wytrwanie aż do końca. Jest to największa konieczność najbardziej dojrzałych wierzących, ponieważ Paweł pisał do świętych w Koryncie, którzy byli dojrzalsi i o których mógł powiedzieć: „Dziękuję Bogu zawsze za was, za łaskę Bożą, która wam jest dana w Chrystusie Jezusie” (1 Kor 1:4). Tacy to właśnie osoby, które najgłębiej odczuwają codzienną potrzebę nowej łaski, aby iść dalej, trwać i na końcu okazać się zwycięzcami. Gdybyśmy nie byli świętymi, nie mielibyśmy łaski i nie odczuwalibyśmy potrzeby dalszej łaski. Ponieważ jednak jesteśmy dziećmi Bożymi, dlatego odczuwamy codzienne wymagania życia duchowego. Marmurowy pomnik nie wymaga pożywienia, jednak żywy człowiek odczuwa głód i pragnienie, i raduje się, że ma zapewniony chleb i wodę, gdyż inaczej z pewnością zasłabłby w drodze. Osobiste braki wierzącego sprawiają, że codziennie musi czerpać z wielkiego źródła wszelakiego zaopatrzenia,. Co mógłby zrobić gdyby nie mógł zwracać się po to do Boga?

Zasada ta jest prawdziwa także w odniesieniu do najbardziej obdarowanych świętych — tak, jak w przypadku owych świętych w Koryncie, którzy byli ubogaceni darami języków oraz wszelkiego poznania. Potrzebowali utwierdzenia aż do końca, gdyż inaczej ich dary oraz osiągnięcia mogłyby stać się przyczyną ich zguby. Gdybyśmy mówili językami ludzi i aniołów, to kim byśmy byli gdybyśmy nie mogli otrzymywać codziennie łaski? Gdybyśmy mieli całe doświadczenie przed osiągnięciem duchowego ojcostwa w kościele, gdybyśmy byli pouczeni przez Boga tak, że znalibyśmy wszystkie tajemnice — to i tak nie moglibyśmy przeżyć nawet jednego dnia bez Bożej miłości, płynącej do nas od naszego Przedstawiciela Nowego Przymierza. Jak moglibyśmy oczekiwać, że wytrwamy chociaż jedną godzinę, a tym bardziej do końca życia, jeśli Pan nie będzie nas podtrzymywał? Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło musi doprowadzić je do końca, aż do dnia Chrystusa, gdyż inaczej okaże się ono bolesną porażką.

Ta wielka konieczność wynika w dużym stopniu z naszej natury. Niektórzy przeżywają bolesny lęk przed odpadnięciem od łaski ponieważ znają swoją zmienność. Niektórzy są z natury niestali. Jedni są z natury konserwatywni, by nie powiedzieć uparci; inni z kolei są z natury zmienni i niestabilni. Jak motyle skaczą z kwiatka na kwiatek, aż poznają całą piękność ogrodu, i nie zatrzymają się na dłużej na żadnym z nich. Nigdy nie zatrzymują się w jednym miejscu, aby zrobić tam coś dobrego; ani w sprawach zawodowych, ani w kwestiach intelektualnych. Uważają, że dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, czy nawet pięćdziesiąt lat ustawicznej czujności w sprawach religii to dla nich o wiele za dużo. Widzimy więc ludzi, którzy przyłączają się do jakiegoś zboru, potem do innego, aż zmienią swoje poglądy. Po kolei przechodzą przez wszystkie grupy, nie zatrzymując się dłużej w żadnej z nich. Tacy mają podwójną potrzebę modlitwy o Boże utwierdzenie, aby Bóg może uczynić ich nie tylko osobami konsekwentnymi, lecz także nieporuszonymi, gdyż inaczej nie okażą się osobami zawsze obfitującymi w dziele Pańskim (1 Kor 15:58 KJV)

Jeśli naprawdę zostaliśmy ożywieni przez Boga, to każdy z nas, nawet jeśli nie jesteśmy z natury skłonni do zmienności, musi odczuć własną słabość. Drogi Czytelniku. Czy w jednym tylko dniu nie ma dość rzeczy, byś się o nie potknął? Wy, którzy pragniecie doskonałej świętości, a wierzę, że tak jest istotnie, którzy postawiliście przed sobą wysoki standard życia chrześcijańskiego — czy nie stwierdzacie, że jeszcze przed posprzątaniem stołu po śniadaniu okazaliście wystarczająco dużo głupoty, aby wstydzić się samych siebie? Gdybyś zamknął się w odosobnionej celi pustelnika, to i tak dosięgłyby cię tam pokusy, ponieważ dopóki nie możemy uciec przed sobą, dopóty nie możemy uciec przed bodźcami popychającymi nas do grzechu. Ta skłonność jest w naszych sercach, które powinny być czujne i uniżać się przed Bogiem. Jeśli On nas nie utwierdzi, to jesteśmy tak słabi, że potkniemy się i upadniemy, pokonani nie przez naszego przeciwnika, lecz z powodu własnego zaniedbania. O Panie, bądź naszą siłą. Jesteśmy samą słabością.

Poza tym w czasem przychodzi znużenie. Kiedy zaczynamy wyznawać chrześcijaństwo, wspinamy się w górę na skrzydłach niczym orły, dalej biegniemy bez znużenia, jednak w naszych najlepszych i najszczerszych dniach kroczymy nie słabnąc. Nasze tempo staje się wolniejsze, jesteśmy jednak bardziej użyteczni i wytrwalsi. Modlę się do Boga, abyśmy mogli zachować energię z naszej młodości na tyle, na ile pochodzi ona z mocy Ducha, a nie zwykłego fermentu dumnego ciała. Ten, który od dawna pielgrzymuje do nieba stwierdza, że nie bez powodu dana jest obietnica butów z „żelaza i spiżu” (5 M 33:25 KJV), ponieważ droga ta jest wyboista. Odkrywa, że są na niej Wzgórza Trudów i Doliny Poniżenia, że jest Dolina Cienia Śmierci oraz, co gorsze, Targowisko Próżności — i że prze te wszystkie miejsca trzeba przejść. Jeśli są Góry Błogości (i dzięki Bogu, że są), to istnieją także Zamki Rozpaczy, których wnętrza są pielgrzymom aż nazbyt dobrze znane. Biorąc to wszystko pod uwagę ci, którzy wytrwają do końca na drodze do świętości będą ludźmi, których widok wywoła zdziwienie.

„O świecie cudów, nie powiem nic mniej).” Dni życia chrześcijanina są niczym wiele największych brylantów miłosierdzia, zawieszonych na złotej nici Bożej wierności. W niebie będziemy opowiadać aniołom, władzom i zwierzchnościom o niezgłębionych bogactwach Chrystusa, jakie były dla nas wydane i jakimi cieszyliśmy się podczas pielgrzymki ziemskiej. Zostaliśmy zachowani przy życiu na krawędzi przepaści. Nasze duchowe życie jest płomieniem tlącym się pośrodku mórz, kamieniem zawieszonym w powietrzu. Cały wszechświat zdziwi się, kiedy w dniu Pana naszego Jezusa Chrystusa zobaczy nas nieskazitelnych, przechodzących przez perłową bramę. Powinniśmy być pełni wdzięcznego zdumienia (ufam, że tak jest), jeśli zostaniemy zachowani przez chociażby jedną godzinę.

Gdyby tylko to nas czekało, to byłby to wystarczający powód do niepokoju. Jednak czeka nas o wiele więcej. Musimy rozważać o świecie, w jakim żyjemy. Ten świat jest dla wielu dzieci Bożych ogromną pustynią. Opatrzność Boża bardzo rozpieszcza niektórych z nas, jednak inni muszą toczyć o nią uciążliwe boje. Rozpoczynamy dzień modlitwą i często w naszych domach można usłyszeć święte pieśni. Jednak wielu dobrych ludzi ledwie uklęknie do porannej modlitwy, a już słyszą przekleństwa na dzień dobry. Idą do pracy, gdzie przez cały dzień muszą znosić nieczyste rozmowy tak, jak sprawiedliwy Lot w Sodomie. Czy możesz przejść się ulicami nie słysząc przekleństw i wulgaryzmów? Świat nie jest przyjacielem łaski. Najlepsze, co możemy zrobić to przejść przez ten świat możliwie jak najszybciej, ponieważ mieszkamy w kraju wroga. Za każdym krzakiem czai się rabuś. Musimy wszędzie chodzić z wyciągniętym mieczem w dłoni, lub mając przy boku broń, którą nazywają „zawsze się módlcie”, ponieważ musimy walczyć o każdy metr na naszej drodze. Nie daj się zwieść w tej sprawie, gdyż inaczej przykry wstrząs pozbawi cię słodkich złudzeń. O Boże, pomóż nam i utwierdź nas do końca, gdyż gdzie się bez Ciebie znajdziemy?

Prawdziwa religia ma charakter nadprzyrodzony od początku, w trakcie jej praktykowania, oraz przy końcu. Jest od początku do końca dziełem Boga. Istnieje wielka potrzeba, aby ręka Pana była cały czas wyciągnięta do nas. Potrzebę tę odczuwasz teraz, Czytelniku, i jestem szczęśliwy, że tak jest, ponieważ odtąd będziesz zabiegał o utwierdzenie do Pana, który jako jedyny może nas zachować od upadku i uwielbić wraz ze swoim Synem.

Brak komentarzy: