wtorek, 9 listopada 2010

Jeśli czapka ci pasuje, noś ją.

Z książki "Obrazki Jana Oracza" Autor Charles Spurgeon


Mili Czytelnicy!
Gdy wydałem swoją ostatnią książkę, niejeden czuł się dotknięty zawartym w niej opisem pewnych słabych stron swego charakteru. Oburzeni zarzucali mnie listami, zapytując ostro: „Czy chciałeś pan sportretować mnie?” Aby takim ludziom oszczędzić wydatku na papier i znaczek pocztowy, zaczynam tym razem pisać książkę od następnego czterowiersza:

Czym chciał żartować, czy prawdę ciąć, Co mam na sercu, daję szczerze;
Wasza zaś wola: prawdę wziąć, Lub rzucie, niech ktoś inny bierze. Nie chcę nikogo obrazić; gdyby jednak który z obrazków mej książki miał dotknąć kogoś, niechże dotknięty nie szuka tych bliźnich, dla których zdaniem jego obrazek byłby odpowiedniejszy, lecz niech zachowa go dla siebie. Jemy i pijemy dla siebie, a nie dla bliźnich. Tak samo czytamy i słuchamy dla siebie, a nie dla innych. Zatem, kochany przyjacielu, gdybyś w powyższym wstępie znalazł miotłę, to wymieć
nią śmieci z przed własnego progu. Niedawno, rozmawiając z Józkiem Owczarzem o starym ośle naszego pana, rzekłem: „Taki już stary i uparty, że naprawdę niewarto go żywić”. „Istotnie”, rzekł Józiek, „a co gorsza, taki znarowiony, że pewnego pięknego dnia napewno zrobi komu co złego”. Mówią, że ściany mają uszy; mówiliśmy dość głośno, bo nie przypuszczaliśmy, że i stóg siana ma uszy. Szeroko otworzyliśmy oczy ze zdziwienia ujrzawszy Jędrka Kaczora wychodzącego z za stoga. Był czerwony jak burak i w gniewie rzucał się jak opętany. Wpadłszy na nas jął miotać przekleństwa na Józka i na mnie; dowodził, że tyle wart co każdy z nas, a nawet co my obaj razem; groził, że nam pokaże, co to jest odzywać się o nim w taki sposób. Powiedziałem mu spokojnie, że nie o nim była mowa, że ani słowa o nim. nie wyrzekliśmy i dodałem, że nikt nie chciał go skrzywdzić, niech więc lepiej pilnuje swego nosa. Po tych słowach nazwał mię kłamcą i krzyczał jeszcze głośniej. Przyjaciel mój, Józiek, pękając od śmiechu, już się miał oddalić, ale spostrzegłszy, że Kaczor jeszcze się złości, parsknął śmiechem, a zwracając się do niego, rzekł: „Mówiliśmy, mój Jędrku, o starym ośle naszego pana, a nie o tobie. Ale daję słowo, że ile razy spojrzę teraz na tego osła, będę musiał myśleć o tobie, Jędrku Kaczorze. „ Jędrek
zżymał się jeszcze i sapał; wreszcie spostrzegłszy, że złości się napróżno, poszedł, Józiek i ja wróciliśmy do naszej pracy mocno rozbawieni. Józiek Owczarek nieraz bardzo surowy był dla mnie w swych uwagach, zrobił mi jednak dużo dobrego swemi trafnemi spostrzeżeniami. On to głównie skłonił mnie do napisania niniejszej książki. Często mawiał, żem leniwy, ale zapomniał, że mam dużo innych zajęć; nie zdawał sobie również sprawy z tego, że umysł oracza nie może rok w rok wydawać plonu, że od czasu do czasu musi poleżeć odłogiem. Z piasku nikt bicza nie ukręci; to też i ja musiałem zamilknąć gdym wypowiedział wszystko, co na razie miałem do powiedzenia. Jałmużna dana ubogiemu wzbogaca dającego; inaczej jednak rzecz się ma z pracą twórczą. Gdy myśli moje zaczęły spływać kroplami, nie mogłem ich wylewać na papier wiadrami. Józiek w każdym razie pchnął mię do czynu. Wdzięczność za to wyraziłem mu słowami owego ślimaka z bajki, co to rzekł do szpilki, którą go wydłubano ze skorupy: „Dziękuję ci, żeś mię wyciągnęła;
zabierasz się jednak bardzo ostro do takiej pracy. „ Mimo wszystko Józiek miał rację. Jeśli ostatnia książka moja znalazła już trzysta tysięcy amatorów, to wielki czas zabrać się do napisania drugiej. Nie jestem wprawdzie kapelusznikiem, ale stanę się czapnikiem. Ci, co mają głowy, niechaj towar mój przymierzają; mniejsza o tych, którzy — nie mając głów, na czapki me nawet nie spojrzą. Pozostaję, przyjaciele moi, waszym prosto z mostu prawiącym morały
Jankiem Oraczem.

Brak komentarzy: